...trzeba ten remont ruszyć. Co prawda Jego mówienie skończyło się Karolkiem spadającym z drabiny, ale nie bądźmy drobiazgowi - Duży zawsze chce dobrze, a wychodzi jak zawsze. Co nie zmienia faktu, że w poniedziałek przyjedzie sufit i ściany do gabinetu. To jakby trochę oznacza weekendowe odgruzowywanie powierzchni.
Wizji przewodniej nadal brak. Pomysłu zero, a nawet jeśli miałabym jakiś jeden malutki, maciupeńki, ukryty całkiem z tyłu czaszki i niewidoczny nawet dla mnie, to nic nie powiem. Słowa jednego. Skoro to ma być natchniony projekt wizjonera Diaboła, niech tak będzie. Byle tylko znalazł miejsce dla moich sztalug i pędzli i niech ono nie będzie w piwnicy.
Mam niechcieja poza tym. Zagruntowałam podkład pod kolejny obraz, mam nawet pomysł... i mam niechcieja. Może wieczorem... jak już odetchnę po przerzuceniu tony wszystkiego w gabinecie... Tymczasem w ramach propagowania twórczości własnej, na drodze do wystawy, która oczywiście będzie miała miejsce gdzieś i kiedyś, postanowiłam objawić światu dzieła. I tak oto Anioł, na specjalne zamówienie Młodej i Hobbita, w kolorystyce ich jadalni:)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
ładny ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń