…miał kilka lat temu operację guza nowotworowego na rdzeniu kręgowym. Guz był niezłośliwy, ale rozrastał sie i uciskał nerwy. Ten ucisk powodował niedowład lewej ręki. Niedowład objawiał się tym, że Tato nierozpoznawał gatunków materiałów, miał problem z utrzymaniem czegoś w tej ręce (widelca na przykład, czy kubka). Guz został usunięty całkowicie. Tato od tamtej pory jako okaz pokazywany był na różnych sympozjach medycznych, bo profesor, który Go operował dumny był z wyniku a i przypadek rzadki.
Po operacji Tato prawie umarł. Brakowało jakiegoś tam leku drogiego bardzo w szpitalu i gdyby nie znajoma z apteki, która gdzieś ten lek wynalazła i która załatwiła helikopter co ten lek przywiózł byłabym półsierotą. Więc Tato wywinął się śmierci. Pamiętam jak Mama siedziała w domu i płakała, że nie stać Jej na to lekarstwo. W końcu dostaliśmy je za darmo.
Po zabiegu niedowład pozostał, ale zniknęło zagrożenie paraliżem i potem śmiercią przez uduszenie (takie mogły być skutki gdyby guz pozostał na miejscu). Potem zaczęła źle pracować prawa ręka, potem następowało drętwienie nóg do kolan – okresowe na szczęście.
Teraz Tato lewą rękę ma do kitu, prawą posługuje się sprawnie.
Wczoraj był na okresowych badaniach u profesora. Zrobili Mu prześwietlenie…
…guz wrócił. Jeśli będzie się powiększał w przyszłym roku kolejna operacja. Jeśli się uda będzie to pierwszy taki przypadek w Polsce…jeśli się nie uda, to…
…chyba się boję…
czwartek, 23 października 2003
Mój Tato...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
się uda
OdpowiedzUsuńTak jakoś jak czytałem, to nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że będzie dobrze…
OdpowiedzUsuńuśmiechnij się…
OdpowiedzUsuńtrzeba myslec optymistycznie…
OdpowiedzUsuńna pewno się uda… też coś wiem o guzach… :((((
OdpowiedzUsuńwiem…wszystkim nam się uda…:)
OdpowiedzUsuń