licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 23 października 2003

Mój Tato...

…miał kilka lat temu operację guza nowotworowego na rdzeniu kręgowym. Guz był niezłośliwy, ale rozrastał sie i uciskał nerwy. Ten ucisk powodował niedowład lewej ręki. Niedowład objawiał się tym, że Tato nierozpoznawał gatunków materiałów, miał problem z utrzymaniem czegoś w tej ręce (widelca na przykład, czy kubka). Guz został usunięty całkowicie. Tato od tamtej pory jako okaz pokazywany był na różnych sympozjach medycznych, bo profesor, który Go operował dumny był z wyniku a i przypadek rzadki.
Po operacji Tato prawie umarł. Brakowało jakiegoś tam leku drogiego bardzo w szpitalu i gdyby nie znajoma z apteki, która gdzieś ten lek wynalazła i która załatwiła helikopter co ten lek przywiózł byłabym półsierotą. Więc Tato wywinął się śmierci. Pamiętam jak Mama siedziała w domu i płakała, że nie stać Jej na to lekarstwo. W końcu dostaliśmy je za darmo.
Po zabiegu niedowład pozostał, ale zniknęło zagrożenie paraliżem i potem śmiercią przez uduszenie (takie mogły być skutki gdyby guz pozostał na miejscu). Potem zaczęła źle pracować prawa ręka, potem następowało drętwienie nóg do kolan – okresowe na szczęście.
Teraz Tato lewą rękę ma do kitu, prawą posługuje się sprawnie.
Wczoraj był na okresowych badaniach u profesora. Zrobili Mu prześwietlenie…
…guz wrócił. Jeśli będzie się powiększał w przyszłym roku kolejna operacja. Jeśli się uda będzie to pierwszy taki przypadek w Polsce…jeśli się nie uda, to…
…chyba się boję…

6 komentarzy:

  1. Tak jakoś jak czytałem, to nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że będzie dobrze…

    OdpowiedzUsuń
  2. trzeba myslec optymistycznie…

    OdpowiedzUsuń
  3. na pewno się uda… też coś wiem o guzach… :((((

    OdpowiedzUsuń
  4. wiem…wszystkim nam się uda…:)

    OdpowiedzUsuń