licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 24 kwietnia 2010

Po raz pierwszy...

…wczoraj poziom wścieklicy zawodowej przekorczył górną granicę bezpieczeństwa. Wyżyłam się w Wiśni. Nieładnie. Jakiś matoł po 50tce, z brodą i w Suzuki trąbił za mną i machał światłami. Niedowartościowany, zakompleksiony fiut z manią prędkości rekompensującą mu zadyszkę po powolnym wejściu na drugie piętro. Ograniczenie było do 70. Stanął koło mnie na światłach i zaczął bić brawo wgapiając mi się przez szybę. Zawsze musi być ten pierwszy raz – z uroczym uśmiechem i gromami ciskanymi zza okularów poczęstowałam pana środkowym palcem. A to oznacza, że hamulce zostawiłam w firmie. Bo w sumie mógł wyjść z auta, wycharatać mnie przez okno i natrzaskać po ryju. Słusznie-niesłusznie to inna sprawa. Buc. Paru nawet.
Mam potrzebę, żeby komuś przydzwonić. Taką pierwotną potrzebę wyładowania na kimś wściekłości, najlepiej w ringu, żebym musiała się też skupić na obronie – przyda mi się w najbliższym czasie dobra garda. Mam PLAN, co się sam nie uknuł. Niech mi tylko poziom adrenaliny opadnie i biorę się za realizację. NIKT nie będzie ze mnie robił idiotki. NIKT.

APDEJT:
Na uspokojenie spagetti carbonarra. Od rana towarzyszy mi disco polo. Zamierzam za chwilę (11:03) otworzyć drzwi balkonowe i discować na pół ulicy. Postanowiłam stanąć na wysokości zadania i znaleźć muzę, w tym dla każdego piosenkę imiennie. Brakuje mi Grażyny, Wiesi i Arkadiusza. Any ideas?

3 komentarze:

  1. Pozwoliłem sobie przejąć muzyczną pałeczkę, bo ile można zdzierżyć tej disko-wioski? Teraz leci middle-east-r’n'b :P

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wczoraj caly dzień Moniuszko…
    Jakim cudem my sie dogadujemy?? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to się Miłość nazywa:)

    OdpowiedzUsuń