licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 27 listopada 2010

Grrrr...

…miałam plan na weekend, ale się był spierniczył. Tak ot, z uśmiechem na ustach. Nienawidzę, jak mi ktoś w ostatniej chwili zmienia plany i stawia pod ścianą!

APDEJT:
Na chwilę obecną 38 minut spóźnienia… Ghhhhhhrr

APDEJT II:
1 godzina 10 minut i gdyby Diaboł nie zadzwonił, nawet nie wiedzielibyśmy, że jeszcze nie wyjechali z domu. Bo po grzyba dzwonić i uprzedzać o spóźnieniu?

APDEJT III:
1 godzina 46 minut. A pierwotnie mieli przyjechać na 14tą. Jakby nie było oczywiste, że to pora obiadowa w niemal każdym niemal normalnym domu. Tłumaczenie na teraz, cyt: „dziecko nam się zesrało przed wyjściem”. Zaraz mnie szalg trafi nagły jasny. A Diabołowi zapowiedziałam, żeby mi nie dał ni łyka wina, bo mogę nie zdzierżyć i wygarnąć prosto w twarz.

2 komentarze:

  1. Nie znoszę ani spóźniania się, ani czegoś takiego:
    - na razie to muszę pojechać do X na chwilę. Jak wrócę to do ciebie zadzwonię i pójdziemy gdzieś tam.
    Człowiek czeka, po czym okazuje się, że dupa zimna.

    OdpowiedzUsuń
  2. a o tym, że JA byłam PUNKTUALNIE to nic nie ma…

    OdpowiedzUsuń