licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 3 listopada 2010

Najpierw...

…wspinając się na wyżyny dyplomacji uzyskałam obietnicę dostarczenia Scrabble. Miały co prawda ratowac małżeństwo, ale zakurzyły się od używania. Bywa. Dzisiaj Drożdż dotrzymał obietnicy – będziemy grali wieczorami w pięknie pomalowanej jadalni.

Potem wywróżyłam sobie pomyślność malarską i…

…sprzedałam dwa obrazy. Kasa wymiennie poszła na oprawę lustra i innego obrazu, który Diaboł uparł się umieścić w pokoju kąpielowym. Niech ma, chociaż „Silhia – elfka, której nie ma” do moich faworytek nie należy (obiektywnie stwierdzając ze wszystkich 20 jest najlepsza niestety). Powtórzę jeszcze raz, żeby się napawać – SPRZEDAŁAM DWA OBRAZY!!!:))) Matkokochanomojo (do MJ zadzwoniłam oczywiście) chyba skonam z radości.

Następnie skontaktowałam się z moją manager od wystawy (którą zresztą wszyscy znamy), powtórzę WYSTAWY, bo tak, podjęłam męską decyzję, że raz kozie śmierć i najwyżej okrzykną mnie mistrzynią kiczu. Będę się wystawiać. Szczegóły jak się wyszczególnią:)

W następnej kolejności odebrałam trochę telefonów, SMSów, wstąpiłam na lekką wojenną ścieżkę z Drożdżem (a dopiero mówiłam Kate, że taki jest milutki), doprowadziłam do lekkiej wścieklicy Dużego i takie tam drobiazgi. Jednym słowem dzień jak co dzień:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz