licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

czwartek, 18 listopada 2010

Dziś dla odmiany...

…za dziadkiem w kaszkiecie… 50 km/h przez cały Starganiec – doprawdy myślałam, że mnie krew zaleje dziewicza. Ani pół kilometra szybciej, nie, absolutnie, nigdy w życiu. Kiedy go wyprzedzałam w Kochłowicach grzebał w schowku totalnie NIE PATRZĄC na drogę – widać było tylko ten kaszkiecik w kratkę. Dżizus. Po traumie w Oszołomie, który zajął mi półtorej godziny, kiedy normalnie zajmuje 50 minut – gdzie babcie z obłędem w oczach galopowały od półki do półki, od kosza do regału, kłębiły się przy kolorowych rajstopach (se myślę, że niebieskie rajty idealnie podkreślą stylową linię żylaków babci lat 80) – doprawdy taki powrót do domu to jest to o czym marzą Cleosie. Matkoblosko!

A potem się wdałam jeszcze (ku własnej zgubie – Cleos kretynka jesteś) w dyskusję o lokalnych politykach z Dużym. Ale był dym! I skry!

Za to teraz mogę się relaksować przy nowym, dostanym Vitasie (special thanks to Grabarka). Już mi lepiej.

1 komentarz:

  1. Njagorszy gatunek kierowcy to Pan, lat około 70, w kapeluszu, okularach typu denka i z niewiastą u boku, z daurewellą na piwie z lekkim foiletowym zabarwieniem – on juz i tak nie widzi, ale ona mu świat dodatkowo fryzurą przesłania…

    OdpowiedzUsuń