licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 14 lutego 2004

Wczorajszy...

…wieczór woperetce udany. Księciu von Lippertowi odkleiły się wąsy w III akcie, Boni unowocześniał tekst, Edwin miał buty na takim obcasie, że ja bym sobie nogi połamała (bo to knypek, chociaż tenor podobno wielki) i kolczyk w uchu (bleee), Sylvia trochę się garbiła:))) Ale zabawa była przednia z szampanem, pierniczkami, obsługą w strojach ze „Studenta żebraka”. Najbardziej cieszy mnie to, że Grzechowi się podobało, a to dobrze rokuje na dalsze spotkania z Kulturą przez duże „K”.
Inna sprawa, że jak zwykle ludzie, publiczność zawiodła. Pamiętam, jak dawno, kiedy szłam z Rodzicami do opery wkładało się najlepsze garnitury, kiecki wieczorowe, eleganckie, bo to taki szczególny rodzaj rozrywki był. A teraz??? Jeansy, frendzle, kozaki ubłocone, niedopięte koszule. Ja rozumiem, że wszystko jest dla ludzi, że sztuka trafia teraz pod strzechy i do każdego. Tylko pojąć nie mogę dlaczego strzecha włazi do sztuki??? Dlaczego ludzie nie dbają, o ten jakiś cudowny magiczny wizerunek wieczoru w operze??? Dlaczego pozwalają na to, żeby w czerwono-złotej sali, gdzie Aida, Tosca, Zemsta nietoperza, było jak w oborze??? Trzy babki za mną w wieku na oko od 20-35 lat piły colę, jadły cukierki z foliowych szeleszczących woreczków, i sezamki w cukrze. A siedząca koło nich matrona na oko 150 kilo wagi śpiewała głośno arie wraz z artystami, fałszując przy tym niemiłosiernie. Grzech skomentował to krótko „Patrz Cleos, zapomnieliśmy kupić popcornu”.
Nie jestem jakąś snobką, która docenia tylko makabrycznie nudne towarzystwo i wieczorowe kreacje. Wypluwam wyżutą gumę wprost na chodnik, jem popcorn w kinie, przeklnę kiedy trzeba, lubię poskakać na koncertach i powydzierać się razem z tłumem. Ale – może tak dziwnie zostałam wychowana – cenię sobie ten czas w operze czy operetce, kiedy słuchając orkiestry i śpiewaków, czuję się dziwnie wyjątkowo. I chciałabym, żeby tej mojej chwili wyjątkowości nie zakłócał szelest odpakowywanych jak w kinie batoników, i mlaskanie bab żrących jak w McDonaldsie. I wiem, że nigdy już nie będzie tak, jak wtedy, kiedy do opery szłam z Rodzicami, bo ludzie chamieją i dziczeją i wydają się być z tego zadowoleni…Smutne…

11 komentarzy:

  1. Zgadzam się – ludzie nie potrafią uszanować pewnych świętości. Prostactwo i kołtuństwo to choroby bardzo zaraźliwe bo szybko przybierają rozmiary epidemii.
    Niestety to również kwestia wychowania (a raczej jego braku) a dokładnie tego co nam wpoili (lub nie) w domu rodzinnym.
    Z pewnych rzeczy się nie wyrasta …

    OdpowiedzUsuń
  2. sa sytaucjie ,kiedy wymaga tego dobre wychowanie wlozyc elegancka kiecke ,staremu wcisnac na grzebiet garnitur
    pamietam slub w rodzinie -kiedy to swiadek przyszedl w koszulinie..opad szczeny …
    bylam jedyna ,ktora glosno skrytykowala wiesniaka!
    i jeszcze jedno -jakis czas temu wybralismy sie wszyscy do teatru ,jakas bajka dla dzieciaków-moje pociechy byly jedyni eleganko odzianymi dziecmi…
    milego Walentego Cleosiu:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak tak – ja wiem dokosnalem co mialas Cleos na mysli :(
    A Ksiezniczka Czardasza to byla jedna z kilku moich „najulubienszych” operetek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. masz racje, ale ja oprócz tego upierałabym sie , że i w kinie trzeba umieć sie zachować…ciamkanie popcornu, otwieranie puszki z colą, chrzęszczenie chpisów podczas filmów wywołujących łzy, wzruszenie, czy nawet trzymajacych w napięciu – to koszmar. a niestety tak teraz ludzie sie zachowują. czesciej chodzimy do kina niz teatru ( mówię o ogóle społeczenstwa), tam zachowujemy sie jak zwykła trzoda, bo skoro nie zabraniają nam żrec, to czemu odmawiać sobie koryta. jeśli raz na jakis czas wybierzemy sie do teatru – zachowujemy sią tak jak w kinie i nie widzimy w tym nic dziwnego. zacznijmy od kina to i w teatrze kulturka zapanuje ponownie. poza tym cibie razi wiocha w operze, mierzi to ciebie i kontrastuje w bolesny sposób ze wspomnieniami z dziecinstwa…ja cierpię w momencie gdy wdeptuje w wyżuta gume wyplutą przez beztrokich ludzików na chodnik, kazdy ma swoja bolączkę….jeśli nie musisz – nie wypluwaj tej gumy plissss ;)))) wiesz jak dlugo się potem czysci buty ? pozdrawiam cię serdecznie, bardzo lubie cię czytac i ostatnio stale zagladam do twojego slonecznego świata :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. postaram się z tą gumą, chociaż nie podejrzewam, żebyś mieszkała w moim mieście:)))
    I miło mi, że mnie odwiedzasz:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Cleos, będziesz ze mnie dumna! Ja się ładnie ubieram na takie wypady i całkowicie się z Tobą zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no proszę,hm no tak to nie snobizm to konwencjonalnośc, do opery w kreacji, do kina z popkornem, na ulicy gume wypluć, tam gzdzie bluzgaja bluzgnąc, pięknie, wszedzie pasować, wszędzie byc na miejscu co za ukladnośc i poprawność heh niesamowite jest to że ludzie wyznają zasadę mimetyzmu, wiesz trwam w przekonaniu, że warto być soba wszedzie, niezaleznie od warunków, że gdy spotykam pania sztukę patrze na nia z zapartym tchem a nie rozgląam się na boki,zagladając ludziom w twarze pełne mietowych landrynek, z niepokojem, a moze to trzeba teraz jeść.

    OdpowiedzUsuń
  8. niektórym ludziom nie trzeba zaglądać w gębuchę pełna landrynek…po prostu słychac, ze one tam są…nazwać to sobie możemy obojetnie jakim pojęciem, ale fajnie by było, gdyby niektórzy po prostu nie przeszkadzali, niezależnie od miejsca w którym sie znajduja. nawet jeśli wyznaja zasade, ze wszędzie trzeba byc sobą. bo czasem ich chęć bycia naturalnym zatruwa życie siedzącym obok.

    OdpowiedzUsuń
  9. TTTAAAAK!!!!ŚWIĘTA RACJA CLEOS!!!pierwszy raz zgadzam się co do słowa!!!pamiętam czasy kiedy dzień wyjścia do opery czy operetki wiązał się z wielkimi przygotowaniami fryzury ,makijażu,stroju…a teraz łażą tam same slamsy!!!!powinni wpisywać na biletach obowiązuje strój wieczorowy!!!włazi taki chlew i nie dość że żre to jeszcze gwiżdże,wstaje na każdą byle sztuczkę(kiedyś to wstawało się tylko na wyjątkowych spektaklach)no i pomojam że sama opera i operetka zeszły na psy!!i nie zasługują nawet na pisanie z dużych liter:(wstyd!!!i prawda….:(

    OdpowiedzUsuń
  10. Miśka Misiakowa17 lutego 2004 08:07

    Gdy byłam na Carmen, facet kilka rzedów z tyłu konsumował kurczaka z różna, a palce wycierał w folię. Oklaski!

    OdpowiedzUsuń
  11. Cleos, ja mam do Ciebie sprawę. Napisałabym Ci maila, ale nie mam :( Napisz coś do mnie to Ci odpiszę coniecowp@wp.pl :)

    OdpowiedzUsuń