licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 18 grudnia 2010

Lasagne...

…con carne się grzeje. Pranie się pierze. W części gościnnej Rezydencji pachnie obiadem. W części sypialnej pachnie snem. Porządki świąteczne zrobię w przyszłym roku, bo biorąc pod uwagę szlifowanie gładzi gdzieś w okolicach jutra może, w tym roku byłyby raczej totalnie pozbawione sensu.

Co najważniejsze – motyl mi nie odpada!!!:) Grabarkę ozłocimy, oprawimy w trumienkę i postawimy na katafalku, żeby Ją uszczęśliwić. Albo po prostu damy Jej śledzia, żeby Jej się mordka cieszyła. Muszę sobie koniecznie kupić taki pistolet na klej, żebym mogła robić różne dziwaczne rzeczy, które mi przyjdą do głowy.

Jak sobie pomyślę, że muszę dziś wyjść z domu, jechać hektar, w Wiśni ogrzewanie działa dopiero po 30 kilometrach, a i to tylko wtedy kiedy temperatura zewnętrzna nie przekracza -5 – to mi się słabo robi. Słabuję ale pojadę, cóż robić. Jak człowiek chce jutro pękać z dumy, nadymać się i uskuteczniać lans, to dziś musi zapierniczać i szlifować te Puchate diamenty:)

Za to na jutro przebieram nóżkami, jakby mi ktoś miał podarować gwiazdkę z nieba. Gdyby ktoś miał ochotę ZAPRASZAM.

I jeszcze po choinkę pojedziemy. Blogu dzięki za balkon, bo tak to już nie wiem gdzie i jak i w ogóle jakim cudem…:)

2 komentarze: