licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

piątek, 28 października 2011

Ostatni dzień...

…w Nowej. Odliczanie skończone, mogę oficjalnie odtrąbić zakończenie kolejnego etapu zawodowego. I tak, od ekipy z produkcji dostałam palmę z bibuły, ze wstęgą „Ostatnie pożegnanie” oraz kwiatka w doniczce z ich imionami na drutach do wstawienia w karton „american style odchodzę zabieram swoje graty do pudełka”, od Grabarki leliję z żałobną, czarną wstążką oraz torebkę od Gucciego… w torcie. Albo tort w torebce jeśli ktoś woli. Z Ojcem Derektorem i jego Sancho Pansą wypiłam kawę, obściskałam się i zostawiłam temu Ojcu ślad szminki na kołnierzyku koszuli. Za przyzwoleniem, niech ma, jakaś cena za uściski musiała być. Z Geppettem pozowaliśmy w uścisku przed kamerami na podwórku. Z chłopakami z produkcji drugiej sesja przed kamerami na hali, pożegnania, podziękowania. Potem grupowo-zbiorowe zdjęcie na Blockhauzie numer zwei. Szefowi S powiedziałam, że co złego to na pewno ja i on zresztą też, więc jesteśmy kwita. Trochę zbladł, ale zniósł dzielnie.
Są ludzie, o których nie warto wspominać.
Ale Zochan się popłakała.
Z Muchą jestem umówiona na kawę.
Sylwiór brawo bił, jak szłam z tym kartonem ze sterczącym z niego kwiatkiem.
Dudziaczek zadzwonił kiedy jechałam do domu, że właśnie się minęliśmy po drodze i to musi być znak jakiś. Od boga pewnikiem kurna.

Ja pierdykam, będzie mi ich brakować. I dobra, jestem bura suka, twardzielka i w ogóle wredna skorpionica, ale mi się łezka w oku zakręciła.

Oni to czytają, niektórzy przynajmniej. Jesteście kurna fantastyczni – dzięki za wszystko:)
A reszta z nich, która to czyta – niektórzy przynajmniej – pfffffffffffffffffffffff. I poprawcie błąd ortograficzny w protokole przekazania dokumentów. Tym pisanym odręcznie. Tym pisanym przez Messerschmitta. Wstyd.

Od środy – nowy target – Najnowsza:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz