licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 1 października 2011

Miałam robić...

…angielski, ale muszę to napisać.

W ramach odgruzowywania gabinetu (nadal i wciąż), wygrzebałam albumy ze ślubnymi zdjęciami. Poprzeglądałam wszystkie, ot tak sobie. I jest tam jedno takie zdjęcie, które lubię najbardziej. Idziemy nawą główną, do wyjścia kościoła uśmiechnięci i szczęśliwi, a między nami o krok w tyle, (do dziś nie wiadomo skąd się tam wzięła – niania zaklina się, że Jej pilnowała) idzie Smok. Potem dopiero świadkowie i reszta gości. Dziś myślę sobie przekornie, że to taki znak, proroctwo takie – wychodzimy z kościoła a z nami to, co wyszło nam najlepiej i co mam z tego związku/małżeństwa najlepszego.

Reszta poszła się wypasać, ale oj tam oj tam, nie bądźmy drobiazgowi.

1 komentarz: