licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

sobota, 2 lutego 2013

Temat się...

...zmęczył. Idąc dziś z Kate po majtalony i napierśniki skonkludowałyśmy radośnie, że skoro była "Kotka na gorącym, blaszanym dachu", to nie pozostaje mi nic innego jak tylko napisać sztukę o wdzięcznym tytule "Penis na ceglastej, przedpokojowej ścianie." Ma rację Kate mówiąc, że grunt to chwytliwy tytuł i że wymyślenie tegoż sprawia zawsze najwięcej problemów twórcy dzieła. Do mię tytuł przyszedł niejako sam, stacją przekaźnikową nieznanego mi bliżej zakresu częstotliwości fal. Well.

Potem Pani w Sklepie Napierśnikowym, powiedziała "Ale przecież ja was uwielbiam", na moje obawy, czy nie powinnyśmy porzucić pluskwy w przebieralni, żeby dowiedzieć się jakie komentarze są na nasz temat wydawane paszczą, kiedy już opuścimy przybytek. Bo w trakcie obecności trudno nas zagłuszyć.

I jeszcze był Pan Narzeczony, który przyszedł z miną "i co ja robię tuuuu, co ty tutaj robiiiisz?"
PN: Poproszę biustonosz, czarny, albo może z czerwonym, taki pełniejszy raczej.
PwSN: Jakie rozmiar?
PN: ...yyyyy...eeemmm... 75C??? Dla narzeczonej, ona lubi takie bardziej zwierzęce wzorki.
Dostał kilka, oglądał. W tym czasie ja robiłam za garderobianą Jej Wysokości Kate, która z czeluści przebieralni wyrzucała w tempie atomowym kolejne nabiustniki z okrzykiem "Cleosanthio, dziewczę blond tam w kącie, przydaj się na coś, zabierz to ode mnie i podaj większe/mniejsze/bardziej zabudowane/mniej zabudowane." Ubiję Ją kiedyś za ten wołacz, chociaż z drugiej strony ćwiczy to moją cierpliwość, więc niech mnie może odmienia, będzie to jakimś pocieszeniem, że deklinacja nie zaginie w natłoku emotów i innych debilizmów językowych popełnianych nagminnie przez ciemnogród wszelaki.
Zatem. Oglądał, cmokał i głową kręcił. W końcu wybrał jeden z majtkami.
PN: Ile to będzie?
PwSN: 98 PLN
PN: To ja podziękuję.
I opuścił lokal biegiem niemalże. Czego się spodziewał? Jeśli uda mi się kiedyś znaleźć bieliznę z gatunku "zdejmuj ją ze mnie zębami" za 98 PLN, to ozłocę Panią w Sklepie Napierśnikowym. Bo mnie to zawsze kosztuje więcej, a i tak omijają moje oczęta droższe egzemplarze. Parsknęłyśmy tylko śmiechem - Kate, Pani w Sklepie Napierśnikowym, Klientka i ja. W sumie mogłam go gonić i polecić jedną, znaną mi Ukrainkę na targu - zmieściłby się chłopak w przewidywanym budżecie jak nic.

Naród mnie nieustannie zadziwia jednak.

A na koniec przy kawie na terapeutycznej kanapie* okazało się, że nie ma opcji tworzenia ciepłoty domowej czyli atmosferki iście sprzyjającej egzemplarzowi hodowlanemu, bo zamiast gotować codziennie obiadki, podsuwać je pod dziób i podawać kapcie tuż za progiem wolę poczytać książkę i rozwijać własne zainteresowania oraz pasje, a bycie samicą kwoką się do nich raczej nie zalicza. Cóż. I teraz powiedzcie mi, jak tu nie pałać uczuciem do Diaboła hodowlanego skoro znad rżniętych smoków czy innych ogrów spuentował "Jakby mi dawała codziennie obiad, to bym się toczył zamiast chodzić - niech nie daje lepiej." No, love him po prostu.



* swoją drogą jak to się dzieje, że gdziekolwiek nie mieszkam, jakiejkolwiek kanapy bym nie miała, czy innego tapczaniku, nie mija chwila i zaraz robi się z niego kozetka  w jakiejś poradni: małżeńskiej, żywienia, rodzinnej, psychologicznej, itd. Przeznaczenie widać takie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz