Jak mówiła moja Babcia - jak się wali, to się sra. Nie ma tak dobrze, żeby coś się nie mogło spiergolić. Oddycham zatem głęboko, tańczę w stylu Ally do Moonspela i robię sama ze sobą burzę mózgów. No wurwa nie ma tak, żeby nie było wyjścia - nie dopuszczam takiej opcji. Gładko po fali i byle do przodu...
APDEJT:
Po obejrzeniu jednego przedstawienia, a w zasadzie wstępu do niego przyznaję - moje problemy są gówniane i w zasadzie niewarte wspomnienia. Ludzie miewają zdecydowanie większe. I to, że cudze nieszczęście mnie nie pociesza*, to jedno, ale uświadomienie sobie z czym się borykają inni, których zna się z uśmiechniętej miny i pomocnej dłoni, to całkiem inna sprawa.
A potem dostałam rozliczenie podatku od Nadwornej Księgowej Grabarki - i jak spojrzałam w tę rubrykę, od razu mi się humor poprawił. Mam tylko nadzieję, że w swoim blondynizmie księgowym nie pomyliłam rubryk:)
Wszystko się da. Pomalutku, jakoś, da się na pewno.
* no chyba, że to nieszczęście, które spadło na wroga mojego, wtedy mordka mi się cieszy i wpadam w wyśmienity nastrój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz