licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

środa, 8 sierpnia 2007

Grzech przeszedł...

…transformację. Call him Bob Budowniczy jeśli łaska. Wziął urlop w pracy i jeździ na Hacjendę murować ściany fundamentowe. Pańskie oko konia tuczy i budowlańców też, bo Hacjenda szybko zamienia się w Helpland.

Zabrałam się za przycinanie jabłoni, która okazała się być gruszą. Zdziczałą całkowicie, ale smaczną. Wielkich zbiorów z niej nie będzie, ale lepsze to niż nic. Pod jabłoń-gruszę przyszedł nasz sąsiad zadziwiony, że kobieta z piłą na drzewie siedzi i tnie, a Smok targa spadające gałęzie na stertę przygotowywaną pod ognisko. Rodzinna współpraca taka:))) Nie dałam rady wczoraj wszystkiemu nad czym ubolewam straszliwie, ale mnie burza zaskoczyła i siłą prawie mnie panowie z tego drzewa ściągnęli, żeby mnie przypadkiem piorun i szlag nie trafił. Skończę w weekend.

Straty w ludziach są. Grzech vel Bob pacnął się młotkiem w dłoń, a ja pocharatałam dłonie o korę troszkę. Blondynka – rękawice robocze leżały w laubie budowlańców.

Ale wiecie, jak już skończę z tym drzewem, to będę miała pięknie zacienione miejsce na spoczynek w hamaku, a tuż obok malutki ogródek z płotkiem (for Little John only), gdzie pomidorki, szczypiorek i inne takie będzie sobie plewiła.

Uwielbiam się ciężko fizycznie zmachać – nienormalna jakaś jestem chyba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz