licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 26 sierpnia 2007

Niech mnie ktoś...

…przytuli:)))

Dwie godziny snu i gorący prysznic, który zmywa zapach dymu tytoniowego to jest to co cleosie lubią najbardziej. Serio serio. Czuję się wypoczęta niczem stado skowronków.

I nawet zniosę te konie, kombajny, owce, loterie, miodonkę, chleb z tustym, traktory, pochody i inne takie co to mnie czekają za trzy godziny.

Wniosek???
Powinnam spać o jakieś 4 godziny mniej na dobę:)))

APDEJT: (tak mi się spodobało)

Spędzenie całego dnia z Dużm i Małym Johnem wymaga ode mnie nadludzkiej cierpliwości i umiejętności ukrywania zgrzytania zębami. Kocham ich nad życie, ale nie znoszę „zdejmij jej czapkę bo ciepło, załóż jej czapkę, kup watę, daj rękę, zrób salto i puść bąka”. Łolamatko!!!
Po latach znów znalazłam się w siodle. „Mamo mamo na konika”. No to tak: Mały John absolutnie, Duży ależ skąd, Grzech ucieka w popłochu. Nie pozostało mi nic innego tylko z zakamarków pamięci wytargać umiejętności. Nie zapomina się tego jak jady na rowerze. Pięty w dół, palce do konia, łydki przy bokach, kolana ściśle, wodze między małym a serdecznym palcem, kręgosłup prosty, w siodle przy tylnym łęku i alles. Anglezowanie na kobyle, co ma dupę szerokości sypialnianej szafy trzydrzwiowej wymaga niezwykłej siły w łydkach, o tak:))) Za to Smok był zachwycony siedząc przede mną w siodle i trzymając wodze, jak mamusia nauczyła. Mniej zachwycony był Pan Właściciel Naszej Szkapy, bo przewidział tylko podróż stępa, a tu mu się jakiś kłusik malutki wykulał. Ach, nie trza mi dawać palca, bo wezmę rękę:))) Gdyby nie Smok znalazłabym w tym upale jeszcze pokłady energii w sobie i koniu do galopu:))) Dobrze, że niedaleko Hacjendy jest stadnina, bo chyba wrócę do dawnego hobby… I tylko chyba schudnąć jeszcze trochę muszę, bo mi się ciężko wsiada:)))

APDEJT sponsorują Dożynki w Brennej of kors:)))

A w ogóle to MMMMRRRRRRRRRRR:)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz