…taki widok za oknem, że sama nie wiem jak go opisać. Więc chyba sobie namaluję. Ten widok, albo inny. Gdyż azaliż ponieważ niejako Diaboł stwierdził, że On woli w łazience moje obrazy niż widok, który wisiał gdzieśtam, i który ja za to uwielbiam (za widok, nie za wiszenie). Póki co siedzę przy stole w jadalni i podziwiam – między jedną krzyżówką, a drugą. Leniwe poranki mają to do siebie, że są leniwe. Jakoś mi nie pasują. Z jednej strony niby przyda się dychnąć, bo zasmarkana jestem po czubek głowy, oraz wypluwam płuca z zastraszającą częstotliwością. Z drugiej, jak tak sobie siedzę i nic-nie-robię, to się Diaboł dziwi i głową kręci, że to do mnie niepodobne, że ja ZAWSZE latam jak kometka, zasuwam, wymyślam, robię, przemieszczam się, działam. Jakaś taka strasznie ruchliwie przewidywalna jestem – wiadomo bowiem, że nigdy długo nie usiedzę. A ponieważ wiadomo, że trzeba dbać o to, żeby w związku nie bylo nudy, rutyny i przewidywalności, to właśnie w ramach bycia nieprzewidywalną siądę sobie i będę wobiła NIC. A co mi tam!
sobota, 31 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz