licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

niedziela, 11 października 2009

Zapomniałam hasła...

…do archiwum bloga Whoever. Do niczego konkretnego mi nie było potrzebne, tak sobie chciałam poczytać. Hasło dostałam od szanownej właścicielki. I wyszło mi z tego, że tak:
14 stycznia 2003 założyłam bloga
17 stycznia 2003 trafiłam na bloga Who – może wcześniej, ale pierwszy komentarz u Niej był wtedy. Znak jakiś, że tak od razu? od początku? od zawsze?
13 kwietnia 2004 Who pierwszy raz napisała coś o mła. Nic wielkiego, ale trochę się dziewczyna przekonywała.
21 maja 2005 spotkałyśmy się po raz pierwszy w realu u Who. Zadziwiająco szybko według Niej.
23 maja 2005 obie popełniłyśmy notki na temat tego spotkanie. Synchro godne dalszego rozwoju znajomości.

Wychodzi mi, że zostałyśmy już tak zsynchronizowane do teraz i nadal i na wieki wieków. O ile coś nie pęknie, jak guma na małym (by Czarna) i którejś z nas nerw nie puści na rozbrajającą szczerość tej drugiej.
Kalendarium.
Ciekawe, czy za dwadzieścia lat będziemy jeszcze pamiętać te daty dzienne. Bo ja przewiduję długofalowość tego związku. Tym bardziej, że nieustającą miłość wyznajemy sobie przy każdej okazji. Who co prawda wyznaje również Diabołowi nawet kiedy ze mną rozmawia przez telefon i prosi o przekazanie wyznań zainteresowanemu (na szczęście nie), ale jakoś to zniese chyba.

Musiałabym jeszcze dokładnie czasowo umiejscowić parę osób. To się wpisuje idealnie w mój kalendarycznie zaprogramowany charakter. W końcu wysyłam do Diaboła SMSy o treści „Dzień dobry. To ja – twój terminarz. Pamiętaj o…” Zapisywanie wszystkiego mam we krwi. Powinnam się dowiedzieć chyba, czy kobiety w mojej rodzinie pisały pamiętniki.
A Diaboł zrobił mi program do archiwizowania blogusia, żeby-jakby serwer padł albo cuś to nie znieknęła ta twórczość moja.

Wiesz co, Who. ZAWSZE to jest mało powiedziane. Serio serio.

3 komentarze:

  1. I dlatego chciałaś zginąć śmiercią marną? Budząc mnie skoro świt pytaniem o hasło do bloga Who?
    Ty se uważaj, bo nie jedna przyjaźń się rozsypała, o taką awanturę z rana:)
    Damy radę….

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałam zginąć, bo mi hasło było potrzebne dla kaprysu chwilowego, a proszę jaka piękna analiza historyczna mi z tego wyszła.
    Se uważam i solennie obiecuję never again. No chyba, żeby cuś…:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, te baby i ich fanaberie….

    OdpowiedzUsuń