…wymuszone przez Smoka „Mamo jedziemy na budowę? Jedziemy? Jedziemy?” zaowocowały refleksją. Kilkoma w zasadzie.
Droga na Hacjendę kojarzy mi się wyłącznie z murowaną z kamienia restauracją, w której pachnie tradycją i bigosem „Musimy tu koniecznie kiedyś przyjechać na obiad” i ze stadniną przy tej restauracji i stadninowym szałem „Muszę się nauczyć jeździć konno.”
Wjazd do Wsi przypomina nadjeżdżający z naprzeciwka samochód i szybką jak błyskawica myśl „Nie zdążę mu zjechać z drogi”. Potem cudem zdążyłam, a w chwilę potem stojąc na poboczu, rycząc w kierownicę posyłałam SMSa. Do dziś nie wiem co pomyślał, kiedy go odebrał. W odpowiedzi napisał „O której i gdzie?” i wtedy chyba pierwszy raz przeszło mi przez myśl, że przy Nim znajdę spokój, którego mi potrzeba.
Hacjenda… cóż… miała być rajem na ziemi, wymarzonym wytęsknionym miejscem, oazą spokoju i szczęśliwości, Helplandem… Patrzyłam dziś na te mury z uśmiechem, bo przed oczami miałam Dziobaka, który chodził po fundamentach i udawał, że WIDZI tą kuchnię, ten salon i werandę. Przez drzwi kuchenne wyszłam do ogrodu, spojrzałam na Jabłoń Co Jest Gruszą i o mały włos roześmiałabym się głośno, na wspomnienie dziobakowego grilla, i udawania zwierzątek, i udawania samolotów, i bananów w boczku.
I tyle. Patrząc na Hacjendę widzę Przyjaciół. Same mury nie mają zupełnie znaczenia, ani mnie cieszą, ani martwią. Myślę o nich wyłącznie w kontekście ich wartości rynkowej i tego, jak szybko znajdzie się kupiec. Parę miesięcy temu kupilam zestaw dłut, żeby na desce wypisać ten „Helpland”. Dłuta leżą na półce i czekają na deskę, którą być może wkrótce kupię. I wypiszę ten „Helpland” wkładając w ten napis tyle serca i mocy ile tylko potrafię. Bo prawdziwy Helpland jest tam, gdzie Przyjaciele czują, że jest. Nie tworzą go mury, dach, widok z okna. Prawdziwy Helpland to MY, Oni dla mnie i ja dla Nich. Prawdziwy Helpland to takie miejsce, do którego Iwa, Red Bull, Mąż będą chętnie przychodzić, gdzie nie będą czuli się intruzami. To takie miejsce, gdzie o każdej porze dnia i nocy Marchwiak i Dziobak będą mogły zadzwonić, i z którego ja będę mogła zadzwonić o 2 w nocy swobodnie. To takie miejsce, gdzie Kate oddająca sukienki, nie będzie musiała przerzucać ich przez próg i umykać czym prędzej. Ja wiem, że Oni może TAK tego nie widzą, JA tak widzę i wiem, że chociaż staram się bardzo mój Helpland trochę porósł chwastami i obrócił się w ruinę. Dlatego gdziekolwiek w końcu nie wyląduję, gdziekolwiek zamieszkam, nad drzwiami zawiśnie deska z napisem, który tylko w niewielkim stopniu odda to, co będzie ZA drzwiami. A za drzwiami będzie Helpland prawdzimy – MÓJ i NASZ…
APDEJT 1 ON – towarzyszył bogini Bastet
Dzisiaj o godzinie 16.00 nastąpiło spotkanie na szczycie:) Sirenqua przybyła, zasiadła i jeśli spodziewacie się Państwo napuszonego babiszona to absolutnie odradzam spotkania z Sirenquą, bo ani ona napuszona, ani babiszon. Zagadałam biedaczkę na amen, ale mam nadzieję, że następnym razem każe mi się po prostu zamknąć, żeby samej móc powiedzieć więcej niż 3 zdania ciurkiem. No tak mam, że gęba mi się nie zamyka – nic nie poradzę. Mam też nadzieję, że spełniłam oczekiwania jędzowatości i żmijowatości, a udzielone korepetycje zniwelują jakoś efekt tsunami, który podobno moja wredziolowatość wywołuje.
Czekam na więcej:)))
APDEJT 2
Po oficjalnej prezentacji tajemnica przestała mieć rację bytu.
miłości i płodności, matce Maahesa i Chonsu – boga księżyca.
W okresie Starego Państwa była związana z kultami wojowniczymi i
nazywana “matką boga bitwy”. W okresie Nowego Państwa
utożsamiana ona była z boginią wojny Sechmet-Mut, której
imię oznaczało “Potężna”, a która w Starym Państwie
nazywana była Matką Królów, lecz w jej osobie
splatały się straszliwe moce, a jej gniew był równoznaczny
ze sprowadzeniem chorób i zaraz, Tefnut – boginią ciemnej
otchłani podziemnej i Hathor – boginią nieba i zmarłych,
uosobieniem Wielkiej Macierzy. Była córką boga słońca Re.
Bastet posiadała dwa oblicza. Jako bogini płodności i opiekunka
ogniska domowego uważana była za łagodną boginię opiekuńczą.
Jednak przybierała też drugą postać, aby chronić króla na
polu bitwy, wtedy ceniono ją za zwinność i siłę.
ONA – bogini Wadżet w czystej postaci.
Opiekunka faraonów. Atakująca, była znakiem władzy
królewskiej. Nazywana Słonecznym Okiem Boga Ra – zapewniała
władcom bezpieczeństwo. Była promieniami słońca: życiodajnymi i
śmiercionośnymi, które symbolizował ureusz.
Mam ich oboje – moje symbole miłości,
wojny, śmierci i władzy.
APDEJT 3
Chyba polubię robienie niespodzianek:*
trzymam kciuki… i mam nadzieję, że będę mogła przyjść do helplandu, gdziekolwiek on będzie, i wreszcie wstawić się dobrym winkiem z Tobą na wesoło, zasnąć tak jak stoję i czuć się dobrze….:> ale przede wszystkim i poza wszystkim trzymam kciuki jak zwykle za to byś TY była szczęśliwa….
OdpowiedzUsuńJa naprawdę widziałam tam kuchnię, salon i werandę… bo widziałam Ciebie szczęśliwą :) I mam nadzieję na kolejne wspólne pałaszowanie bananów z boczkiem w Helplandzie – gdziekolwiek on będzie…
OdpowiedzUsuńBastet w postaci kota. Bogini zabawy i przyjemności. Hmm. Znałam już jedną, co przyjęła takie miano. Ale? A może…Dziękuję za spotkanie i udzielone korepetycje. Mam nadzieję na więcej a tsunami niech zmiecie wrogów – Twoich i moich, enter. :)
OdpowiedzUsuńGdyby komentarzom można było dodawać tytuły, przy moim byłoby: „świat, jaki widzę w lustrze”. Albo ja jestem dzisiaj jakiś nietomny (bardzo możliwe :P), albo:Cleos:
OdpowiedzUsuńZdawało mi się, że lubisz robić niespodzianki, a nie lubisz, kiedy Tobie ktoś je robi ;))iwa:
Zdawało mi się, że ty po winku to raczej wulkan energii jesteś i nosi Cię odrobinę z lewa na prawo ;))Albo lepszy temat, to „Zdawało mi się, że…”? :P
Helpland to stan umysłu, a instrumenty jego realizacji, to te ustrojstwa do przesyłu informacji na odległość. Na szczęście tych kanałów komunikacyjnych mamy dużo, wszyscy….. i nie zablokowane!
OdpowiedzUsuńA jego manifestację w rzeczywistości widzę piękną i wspaniałą – daj sobie tylko trochę czasu!Się nie gryź mało istotnymi trudnościami technicznymi. Gwoli ścisłości ja je pożyczałam, oddawałam w luksusowych warunkach:))
A jak się babie chce szwendać po ćmoku, to sama sobie winna:))
Aph: zdawało Ci się to bylby dobry tytuł, bo wiesz tylko raz mnie miałeś okazję widzieć i to nie po winku tylko po czystej najczystszej wodce prosto z kielonka w ilości 10, 12 nie pamiętam…. a po winku… to zależy, raz na wesoło, raz na smutno, raz na lewo a razn na prawo…zresztą… pierwszy raz nie oznacza ostatni więc wszystko przed Tobą :P:P
OdpowiedzUsuńTak se qurna myślę, że po torsze Helpland to chyba my wszyscy wpisujący się tu w komentarzach na Cleosiowym blogu :-) Dzięki Ci Boska!
OdpowiedzUsuń