licznik bloga

Obsługiwane przez usługę Blogger.

wtorek, 16 października 2007

Dopiero dzisiaj o tym...

…piszę, bo musiało to do mnie dotrzeć w pełnej krasie i okazałości.

Pojechałam w niedzielę do Ciotki Kapo, która jak wiadomo jest lekarzem od dzieciorów. Weszłam na oddział, a tam ryk, wrzask i ogólna histeria, płacz jakiegoś dziecka i zgrzytanie zębów pielęgniarek. Stoją nad tym wozidłem z pleksi i dumają, a on się drze. Ciotka Kapo na moje pytające spojrzenie udzieliła dosyć suchym tonem odpowiedzi, że nie mogą sobie z nim rady dać, a matka nie bardzo go chce… w zasadzie wcale go nie chce. „Idź zobacz, bo już siły do niego nie mamy. Miałaś patent na Smoka, może pomoże.” – w jej głosie niespecjalnie była jakaś wiara i nadzieja, raczej beznadzieja i rezygnacja.
Kurna… Podeszłam, a tam niecałe 50 centymetrów rozpaczy spojrzało gdzieś ponad mną błękitnymi oczami i w płacz. Nie jestem jakaś wyjątkowo wzruszliwa, ale serce mi się ścisnęło. Wzięłam ten smuteczek na ręce i normalnie, jakby mi ktoś wbił widły w sam środek żołądka – do teraz jak o tym myślę to mi się coś robi. Głaskany cleosiowym sposobem uspokoił się dosyć szybko… Patrzył i wydawało mi się, że chce mi zajrzeć wgłąb duszy, chociaż przecież doskonale wiem, że jednodniowe dzieci niewiele widzą. Nie mogłam tam stać w nieskończoność, ale chociaż przez chwilę poczułam TO znowu – że trzymam w ramionach mały cud, malutkie centrum wszechświata, doskonałość w każdym milimetrze. Niemowlęta pachną cudnie – mlekiem i ciepłem. W malutkim ciałku zawarta jest chyba cała energia kosmosu, bo wystarczyło tych kilkanaście minut, żebym poczuła się INACZEJ… Dzieci dają power, jakiego nie da nic i nikt… Męczą, wkurzają, doprowadzają do szału, ale kiedy pierwszy raz chwytają za palec w tym delikatnym uchycie łapią serce, duszę, rozum, wszystko – i nie puszczają już.
Nawet nie wiem jak ma na imię… ale uświadomił mi coś najważniejszego…

1 komentarz:

  1. Nie pamiętam setek niemowlaków, którym oporządzałam papiery na oddziale noworodków. Jedną dziewczynkę pamiętam, którą mamusia na oddziale zostawiła do adopcji. Jak ona nawiązywała kontakt! Z determinacją poszukiwała oswojenia.

    OdpowiedzUsuń